7.06.2013

Rozdział 1


Minął rok od śmierci Charlotte Ratchett. Szesnastolatka zmarła z powodu śmiertelnego ciosu zadanego w tył głowy.  Sprawca jest wciąż na wolności, a policja wciąż prowadzi śledztwo.

Jake Johnson zaśmiał się i odrzucił gazetę.

-Policja nic nie robi. To tępacy.- oburzył się. Od roku tylko siedzi, zajada pączki i wmawia wszystkim, że mają wszystko „pod kontrolą”. Gdyby mieli, do tej tragedii nigdy by nie doszło, pomyślał zbulwersowany. Zrezygnował ze śniadania, poprawił okulary chwycił plecak i wybiegł do szkoły. Niebo było zachmurzone i powoli zaczynały spadać krople deszczu. Nałożył kaptur.

Kiedyś szedł do szkoły razem z Eleną i Charlie, ale od śmierci Lottie, która według wszystkich miała bardziej zbliżyć do siebie ich „paczkę” jeszcze bardziej ich od siebie oddaliła. Wymieniali się najzwyklejszymi powitaniami i komplementami.

Cała ich paczka która liczyła sobie dwanaście osób, po śmierci Lottie, jedenaście , miała swoje własne życie.

Elena, Kate i Caroline były aktywistkami Szkolnego Koła Edukacji Globalnej, pomagały w każdym ważnym wydarzeniu szkolnym jak i w tych pośrednich.

Will się odciął od wszystkich i został jedynie przy Haydenie, który zaczął się umawiać z kuzynką Eleny, Dianą, co ( Jake dałby sobie rękę odciąć) spowodowało krótkie załamanie Eleny, która od niepamiętnych czasów się w Haydenie podkochiwała, a on od niepamiętnych czasów traktował ją jak powietrze. Trevor Harris jak zawsze był skory do bójek.

Ash i Simon jak to oni trzymają się siebie i są żartownisiami jak zawsze. Joan zaczęła się spotykać z Ashem. Z tego co udało mu się kiedyś usłyszeć z pisków Charlotte, Eleny i Joan, kochana panna Montgomery podkochiwała się w nim od końca gimnazjum.

A on Jake Johnson pozostawał w jak najlepszych kontaktach z nimi wszystkimi, próbował im wszystkim pomagać w jakichkolwiek problemach ale i tak wiedział, że nie wróci to co kiedyś było.

Cały ich Krąg rozpadał się. Każdy z nich wywodził się ze starych magicznych rodów którzy uciekli z Salem i znaleźli schronienie w małym brytyjskim miasteczku nad Morzem Północnym.

Hayden Heronchild  jako ich przywódca próbował powstrzymać Krąg przed legnięciem w gruzach.

Spotykali się wszyscy razem raz na miesiąc w starym i opuszczonym domku w głębi lasu. Hayden zazwyczaj powiedział parę słów.  Mówił, żeby nigdy nie zapomnieli o Charlotte i uważali na siebie. Zakazywał używania magii publicznie (jakby to nie było oczywiste, ale chyba mówił to tylko do tych dwóch imbecylów o imionach Ash i Simon którzy zazwyczaj używali magii by urozmaicić różne psikusy), żegnał ich, a oni wszyscy rozchodzili się w swoje strony, nie zwracając na siebie zbytniej uwagi.

Stał na przystanku autobusowym i czekał, aż nadjedzie ten który zatrzyma się na przystanku koło szkoły.  Po pięciu minutach, gdy rozpadało się na amen przyjechał autobus , a Johnson wbiegł do środka i usadowił się przy oknie.

Gdy wreszcie dotarł przed szkołę, spotkał przemoczoną Elenę i Haydena. Uniósł pytająco brew, na co Elena wzruszyła ramionami z uśmiechem . Heronchild jedynie skinął do niego głową i powrócił do tłumaczenia czegoś Elenie.

Jake podszedł bliżej.

-Z resztą jak okaże się ładna, Will zaoferował swoją pomoc.- powiedział Hayden na co Elena prychnęła.

-Cóż za niespodzianka. – mruknęła

-Jaka niespodzianka?- wtrącił się Jake. Hayden posłał ostrzegawcze spojrzenie Elenie, na co ona odparła z uśmiechem.

-Nic, Jacob. Tak sobie rozmawiamy. – Jake zmrużył oczy ale udał, że jej wierzy. To było podejrzane.

-Będziesz tak stać i moknąć, czy wejdziesz do środka?- spytał Johnson na co Hayden zakaszlał i powiedział.

-Jake ma racje, idźcie do środka. Potem porozmawiamy.- zwrócił się do Eleny i odszedł.

Elena wypuściła powietrze z płuc.

-Dobry Boże. – wyszeptała i ruszyła w stronę wejścia. Niczym strzała weszła do środka i ruszyła w stronę szafek.

-Co on chciał od ciebie?- dogonił ją Jake przy szafkach

-Nie ważne.- wyjąkała te słowa – Chyba zaraz zawału dostanę.- jęknęła. – Patrz.- wskazała swoje dłonie. Trzęsła się jak galareta. W jednym momencie zaczęła chichotać jakby była chora psychicznie.

-Muszę znaleźć Joan.- oznajmiła podekscytowana i rzuciła się biegiem na pierwsze piętro.

-Dziewczyny.- mruknął pod nosem Jake.

- Przepraszam, wiesz może gdzie jest sala 201?- podeszła do niego wysoka i szczupła szatynka o dużych zielonych oczach. Jake wciągnął z sykiem powietrze.

Taka podobna, pomyślał. Otrząsnął się szybko z szoku.

-To sala pana Feathers*. Masz szczęście, bo akurat trzymasz plan lekcji mojej klasy. – uśmiechnął się przyjaźnie do nowej dziewczyny.

-Oh, cieszę się.- powiedziała z ulgą i razem ruszyli do sali 201 na lekcję WOS’u.

Dziewczyna nazywała się Tony Shepherd i przeprowadziła się do Churchville, aż z Nowego Orleanu wraz z rodzicami i młodszym bratem Matt’em.

-Mamy jednego Matt’a w klasie ale oprócz nauczycieli nikt na niego tak nie mówi. – powiedział – Może rodzice.- wzruszył ramionami – Dla wszystkich to po prostu Ring. W ogóle nikt w tej szkole nie mówi po imieniu do żadnego chłopaka nazywającego się Matthew. Na przykład przewodniczący samorządu szkolnego Matthew Duckend, każdy mówi na niego Duck. Matthew Plattony, ksywka Platt. Matthew Sort, mówią do niego po nazwisku. Taka ciekawostka, większa część szkoły dowiedziała jak ma na imię Duck i Sort dopiero na wyborach do samorządu, do którego obaj startowali. – powiedział z uśmiechem. – Podsumowując ta szkoła jest dziwna. Na naszego nauczyciela z WOS’u mówimy Struś bądź Safari, bo zawsze ubiera się w takie zielone ciuchy, nawet garnitur ma w takim kolorze.- zauważył – A Struś, bo wyglądem przypomina strusia.

-Ciekawe.- zaśmiała się Tony i otworzyła drzwi do klasy. Tak jak mówił Jake, pan Feathers był ubrany na zielono, miał zapadnięte policzki, rzadkie włosy, duże oczy i wyglądał na zdezorientowanego.

-Dzień Dobry. – przywitała się Tony uprzejmie, kiedy Jake zajął swoje miejsce w trzeciej ławce pod oknem. Przed nim siedziała Elena, a w pierwszej Kate i Caroline.

Pan Feathers nie odpowiedział.

-Co pannę tutaj sprowadza?- spytał. Tony podała mu karteczkę.

-Ahh nowa.- zachwycił się i spojrzał uważnie na Jake’a. – Widzę, że nowy romans się szykuję. – powiedział z uśmiechem i chichocząc. Tony zakrztusiła się własną śliną ale Jake zignorował „żart” pana Feathersa podobnie jak reszta klasy.

-Hahahahaha ale pan śmieszny.- mruknął Ring z ostatniej ławki.

-Wiecie, muszę być na fali. – uśmiechnął się Struś. Johnson zauważył, że Kate była już cała czerwona, Caroline nie podnosiła wzroku na nauczyciela, a Elena udawała, że czegoś szuka w torbie. Szkoda tylko, że szukając w niej cała się trzęsła i na pewno nie przez bliższe spotkanie z Heronchildem tylko z powodu nauczyciela, która ona wraz z dziewczynami nazwała strusiem.

-Możesz usiąść z Eleną.- powiedział pan Feathers do Tony, wskazując ławkę Eleny która najwidoczniej znalazła już to co znaleźć miała w torbie i o czymś dyskutowała z Kate wymachując rękami.- ale chyba raczej wolisz Jake’a. – mrugnął do niej okiem, na co Elena już nie wytrzymała i zaczęła chichotać a w jej ślad poszły Kate i Caroline. Zakłopotana Tony usiadła obok Eleny, która przywitała ją ciepłym uśmiechem.

-Wracając do naszego tematu.- zaczął swój wywód pan Feathers na co Jake wywrócił oczami i zagłębił się lekturze, „Gra o Tron” Georga R.R. Martina. Po chwili do klasy wpadł nie kto inny jak William Schneider. Był to wysoki chłopak o ciemnobrązowych włosach w artystycznym nieładzie i niebieskich oczach. Jake zauważył reakcję Tony na widok chłopaka. Momentalnie się wyprostowała i odrzuciła włosy na plecy. Mowa ciała zdradza wiele, pomyślał rozbawiony Jake.

Will rozejrzał się po klasie.

-O w mordę, to nie moja klasa.- zauważył

-Masz chemię. – poinformował go Ring.

-Do widzenia.- próbował przegonić z klasy przybysza pan Feathers.

-Pana też dobrze widzieć.- skinął do niego głową Schneider, po czym wyszedł z sali, rzucając przelotne spojrzenie na Tony. Jego źrenicę się rozszerzyły gdy ją zobaczył.

Jemu też przypomina Charlotte, pomyślał Jake. Westchnął zrezygnowany i powrócił do lektury myśląc co by było gdyby ktoś ich wszystkich znów połączył w nierozłączną grupę. Wbił wzrok w plecy Tony.

Proszę bądź tą osobą, poprosił w duchu. Bo inaczej będzie po nas.

 

- - -

 

*Feather (ang.) piórko


Mam nadzieję, że pierwszy rozdział Was zachęci do dalszego śledzenia tej historii.

Następny rozdział napiszę Karolina.

Zachęcam do zostawiania komentarzy. Krytykę chętnie przyjmę lecz bez wulgaryzmów, proszę.

Przepraszam za wszelakie błędy stylistyczne, ortograficzne, gramatyczne i interpunkcyjne.

Do następnego, Miszczuu

3 komentarze:

  1. Bosko <3 Od razu konkrety.

    Salem, krąg, czarodzieje, magia --> klimaty, które kocham. Po pierwszym rozdziale jestem bardzo optymistycznie nastawiona na resztę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobało to opowiadanie! Jeszcze nie miałam okazji czytać nic o czarodziejach i tak dalej ;) No nie licząc tych, które powstały na podstawie Harrego Pottera :P
    Tak się zastanawiam... Może ta nowa Tony, to inne wcielenie Charlotte? A może to jedna i ta sama osoba? Może Charlotte wcale nie zginęła, tylko z niewyjaśnionych powodów musiała zmienić swoją tożsamość?
    Bardzo zaciekawiło mnie to opowiadanie i czekam na nowy rozdział ;) Jeśli nie masz nic przeciwko, to dodam tego bloga do linków ;)

    Zapraszam do siebie [oddech-ciemnosci.blogspot.com] oraz na [echo-przeszlosci.blogspot.com]
    Jeśli będziesz zainteresowana, zapraszam ;)

    Pozdrawiam i czekam na nowość!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście proszę o informację o nowym wpisie ;)

      Usuń