Minął rok od śmierci
Charlotte Ratchett. Szesnastolatka zmarła z powodu śmiertelnego ciosu zadanego
w tył głowy. Sprawca jest wciąż na
wolności, a policja wciąż prowadzi śledztwo.
Jake
Johnson zaśmiał się i odrzucił gazetę.
-Policja
nic nie robi. To tępacy.- oburzył się. Od roku tylko siedzi, zajada pączki i
wmawia wszystkim, że mają wszystko „pod kontrolą”. Gdyby mieli, do tej tragedii
nigdy by nie doszło, pomyślał zbulwersowany. Zrezygnował ze śniadania, poprawił
okulary chwycił plecak i wybiegł do szkoły. Niebo było zachmurzone i powoli
zaczynały spadać krople deszczu. Nałożył kaptur.
Kiedyś
szedł do szkoły razem z Eleną i Charlie, ale od śmierci Lottie, która według
wszystkich miała bardziej zbliżyć do siebie ich „paczkę” jeszcze bardziej ich od
siebie oddaliła. Wymieniali się najzwyklejszymi powitaniami i komplementami.
Cała
ich paczka która liczyła sobie dwanaście osób, po śmierci Lottie, jedenaście ,
miała swoje własne życie.
Elena,
Kate i Caroline były aktywistkami Szkolnego Koła Edukacji Globalnej, pomagały w
każdym ważnym wydarzeniu szkolnym jak i w tych pośrednich.
Will
się odciął od wszystkich i został jedynie przy Haydenie, który zaczął się
umawiać z kuzynką Eleny, Dianą, co ( Jake dałby sobie rękę odciąć) spowodowało
krótkie załamanie Eleny, która od niepamiętnych czasów się w Haydenie
podkochiwała, a on od niepamiętnych czasów traktował ją jak powietrze. Trevor
Harris jak zawsze był skory do bójek.
Ash
i Simon jak to oni trzymają się siebie i są żartownisiami jak zawsze. Joan
zaczęła się spotykać z Ashem. Z tego co udało mu się kiedyś usłyszeć z pisków
Charlotte, Eleny i Joan, kochana panna Montgomery podkochiwała się w nim od
końca gimnazjum.
A
on Jake Johnson pozostawał w jak najlepszych kontaktach z nimi wszystkimi,
próbował im wszystkim pomagać w jakichkolwiek problemach ale i tak wiedział, że
nie wróci to co kiedyś było.
Cały
ich Krąg rozpadał się. Każdy z nich wywodził się ze starych magicznych rodów
którzy uciekli z Salem i znaleźli schronienie w małym brytyjskim miasteczku nad
Morzem Północnym.
Hayden
Heronchild jako ich przywódca próbował
powstrzymać Krąg przed legnięciem w gruzach.
Spotykali
się wszyscy razem raz na miesiąc w starym i opuszczonym domku w głębi lasu.
Hayden zazwyczaj powiedział parę słów.
Mówił, żeby nigdy nie zapomnieli o Charlotte i uważali na siebie.
Zakazywał używania magii publicznie (jakby to nie było oczywiste, ale chyba
mówił to tylko do tych dwóch imbecylów o imionach Ash i Simon którzy zazwyczaj
używali magii by urozmaicić różne psikusy), żegnał ich, a oni wszyscy rozchodzili
się w swoje strony, nie zwracając na siebie zbytniej uwagi.
Stał
na przystanku autobusowym i czekał, aż nadjedzie ten który zatrzyma się na
przystanku koło szkoły. Po pięciu
minutach, gdy rozpadało się na amen przyjechał autobus , a Johnson wbiegł do
środka i usadowił się przy oknie.
Gdy
wreszcie dotarł przed szkołę, spotkał przemoczoną Elenę i Haydena. Uniósł
pytająco brew, na co Elena wzruszyła ramionami z uśmiechem . Heronchild jedynie
skinął do niego głową i powrócił do tłumaczenia czegoś Elenie.
Jake
podszedł bliżej.
-Z
resztą jak okaże się ładna, Will zaoferował swoją pomoc.- powiedział Hayden na
co Elena prychnęła.
-Cóż
za niespodzianka. – mruknęła
-Jaka
niespodzianka?- wtrącił się Jake. Hayden posłał ostrzegawcze spojrzenie Elenie,
na co ona odparła z uśmiechem.
-Nic,
Jacob. Tak sobie rozmawiamy. – Jake zmrużył oczy ale udał, że jej wierzy. To
było podejrzane.
-Będziesz
tak stać i moknąć, czy wejdziesz do środka?- spytał Johnson na co Hayden
zakaszlał i powiedział.
-Jake
ma racje, idźcie do środka. Potem porozmawiamy.- zwrócił się do Eleny i
odszedł.
Elena
wypuściła powietrze z płuc.
-Dobry
Boże. – wyszeptała i ruszyła w stronę wejścia. Niczym strzała weszła do środka
i ruszyła w stronę szafek.
-Co
on chciał od ciebie?- dogonił ją Jake przy szafkach
-Nie
ważne.- wyjąkała te słowa – Chyba zaraz zawału dostanę.- jęknęła. – Patrz.-
wskazała swoje dłonie. Trzęsła się jak galareta. W jednym momencie zaczęła
chichotać jakby była chora psychicznie.
-Muszę
znaleźć Joan.- oznajmiła podekscytowana i rzuciła się biegiem na pierwsze
piętro.
-Dziewczyny.-
mruknął pod nosem Jake.
-
Przepraszam, wiesz może gdzie jest sala 201?- podeszła do niego wysoka i
szczupła szatynka o dużych zielonych oczach. Jake wciągnął z sykiem powietrze.
Taka
podobna, pomyślał. Otrząsnął się szybko z szoku.
-To
sala pana Feathers*. Masz szczęście, bo akurat trzymasz plan lekcji mojej
klasy. – uśmiechnął się przyjaźnie do nowej dziewczyny.
-Oh,
cieszę się.- powiedziała z ulgą i razem ruszyli do sali 201 na lekcję WOS’u.
Dziewczyna
nazywała się Tony Shepherd i przeprowadziła się do Churchville, aż z Nowego
Orleanu wraz z rodzicami i młodszym bratem Matt’em.
-Mamy
jednego Matt’a w klasie ale oprócz nauczycieli nikt na niego tak nie mówi. –
powiedział – Może rodzice.- wzruszył ramionami – Dla wszystkich to po prostu
Ring. W ogóle nikt w tej szkole nie mówi po imieniu do żadnego chłopaka
nazywającego się Matthew. Na przykład przewodniczący samorządu szkolnego
Matthew Duckend, każdy mówi na niego Duck. Matthew Plattony, ksywka Platt.
Matthew Sort, mówią do niego po nazwisku. Taka ciekawostka, większa część
szkoły dowiedziała jak ma na imię Duck i Sort dopiero na wyborach do samorządu,
do którego obaj startowali. – powiedział z uśmiechem. – Podsumowując ta szkoła
jest dziwna. Na naszego nauczyciela z WOS’u mówimy Struś bądź Safari, bo zawsze
ubiera się w takie zielone ciuchy, nawet garnitur ma w takim kolorze.- zauważył
– A Struś, bo wyglądem przypomina strusia.
-Ciekawe.-
zaśmiała się Tony i otworzyła drzwi do klasy. Tak jak mówił Jake, pan Feathers
był ubrany na zielono, miał zapadnięte policzki, rzadkie włosy, duże oczy i
wyglądał na zdezorientowanego.
-Dzień
Dobry. – przywitała się Tony uprzejmie, kiedy Jake zajął swoje miejsce w
trzeciej ławce pod oknem. Przed nim siedziała Elena, a w pierwszej Kate i
Caroline.
Pan
Feathers nie odpowiedział.
-Co
pannę tutaj sprowadza?- spytał. Tony podała mu karteczkę.
-Ahh
nowa.- zachwycił się i spojrzał uważnie na Jake’a. – Widzę, że nowy romans się
szykuję. – powiedział z uśmiechem i chichocząc. Tony zakrztusiła się własną
śliną ale Jake zignorował „żart” pana Feathersa podobnie jak reszta klasy.
-Hahahahaha
ale pan śmieszny.- mruknął Ring z ostatniej ławki.
-Wiecie,
muszę być na fali. – uśmiechnął się Struś. Johnson zauważył, że Kate była już
cała czerwona, Caroline nie podnosiła wzroku na nauczyciela, a Elena udawała,
że czegoś szuka w torbie. Szkoda tylko, że szukając w niej cała się trzęsła i
na pewno nie przez bliższe spotkanie z Heronchildem tylko z powodu nauczyciela,
która ona wraz z dziewczynami nazwała strusiem.
-Możesz
usiąść z Eleną.- powiedział pan Feathers do Tony, wskazując ławkę Eleny która
najwidoczniej znalazła już to co znaleźć miała w torbie i o czymś dyskutowała z
Kate wymachując rękami.- ale chyba raczej wolisz Jake’a. – mrugnął do niej
okiem, na co Elena już nie wytrzymała i zaczęła chichotać a w jej ślad poszły
Kate i Caroline. Zakłopotana Tony usiadła obok Eleny, która przywitała ją
ciepłym uśmiechem.
-Wracając
do naszego tematu.- zaczął swój wywód pan Feathers na co Jake wywrócił oczami i
zagłębił się lekturze, „Gra o Tron” Georga R.R. Martina. Po chwili do klasy
wpadł nie kto inny jak William Schneider. Był to wysoki chłopak o ciemnobrązowych
włosach w artystycznym nieładzie i niebieskich oczach. Jake zauważył reakcję
Tony na widok chłopaka. Momentalnie się wyprostowała i odrzuciła włosy na
plecy. Mowa ciała zdradza wiele, pomyślał rozbawiony Jake.
Will
rozejrzał się po klasie.
-O
w mordę, to nie moja klasa.- zauważył
-Masz
chemię. – poinformował go Ring.
-Do
widzenia.- próbował przegonić z klasy przybysza pan Feathers.
-Pana
też dobrze widzieć.- skinął do niego głową Schneider, po czym wyszedł z sali,
rzucając przelotne spojrzenie na Tony. Jego źrenicę się rozszerzyły gdy ją
zobaczył.
Jemu
też przypomina Charlotte, pomyślał Jake. Westchnął zrezygnowany i powrócił do
lektury myśląc co by było gdyby ktoś ich wszystkich znów połączył w
nierozłączną grupę. Wbił wzrok w plecy Tony.
Proszę
bądź tą osobą, poprosił w duchu. Bo inaczej będzie po nas.
-
- -
*Feather
(ang.) piórko
Mam
nadzieję, że pierwszy rozdział Was zachęci do dalszego śledzenia tej historii.
Następny
rozdział napiszę Karolina.
Zachęcam
do zostawiania komentarzy. Krytykę chętnie przyjmę lecz bez wulgaryzmów,
proszę.
Przepraszam
za wszelakie błędy stylistyczne, ortograficzne, gramatyczne i interpunkcyjne.
Do
następnego, Miszczuu
Bosko <3 Od razu konkrety.
OdpowiedzUsuńSalem, krąg, czarodzieje, magia --> klimaty, które kocham. Po pierwszym rozdziale jestem bardzo optymistycznie nastawiona na resztę.
Hej! Muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobało to opowiadanie! Jeszcze nie miałam okazji czytać nic o czarodziejach i tak dalej ;) No nie licząc tych, które powstały na podstawie Harrego Pottera :P
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiam... Może ta nowa Tony, to inne wcielenie Charlotte? A może to jedna i ta sama osoba? Może Charlotte wcale nie zginęła, tylko z niewyjaśnionych powodów musiała zmienić swoją tożsamość?
Bardzo zaciekawiło mnie to opowiadanie i czekam na nowy rozdział ;) Jeśli nie masz nic przeciwko, to dodam tego bloga do linków ;)
Zapraszam do siebie [oddech-ciemnosci.blogspot.com] oraz na [echo-przeszlosci.blogspot.com]
Jeśli będziesz zainteresowana, zapraszam ;)
Pozdrawiam i czekam na nowość!
:)
Oczywiście proszę o informację o nowym wpisie ;)
Usuń