25.06.2013

Rozdział 3


Elena po dziwnym telefonie od Haydena poszła obudzić Dianę która już smacznie chrapała. Nigdy nie była w najlepszych kontaktach z kuzynką, a odkąd musiała z nią zamieszkać to się wszystko pogorszyła.

Szturchnęła kuzynkę powodując tym jej obudzenie się ze snu. Wytłumaczyła jej wszystko, na co blondynka szybko się ubrała i razem nie informując nikogo wyszły z domu.

W ciszy udały się do lasu. Szły coraz głębiej i głębiej, aż nie doszły do starego opuszczonego i zatęchłego domku które ledwo co się trzymał.

Wiał zimny jesienny wiaterek, który rozwiewał liście wokół nich dając aurę tajemniczości i grozy.

Diana pchnęła lekko stare drzwi, które ogromnie zaskrzypiały i obie weszły do środka.

Elena przyjrzała się zebranym. Joan w piżamce z myszką miki opatulona bluzą Asha, Simon opierający głowę o ledwo żywy stół, chyba nawet już chrapał. Katherine siedziała na krześle z widocznym zmęczeniem na twarzy, Caroline stała z tyłu z lekko półprzymkniętymi oczami. Jedynie Hayden i William się jakoś trzymali. Elena zauważyła, że nie ma Jake’a i Trevora.

-Zwołałem to spotkanie, bo Trevor Harris został zamordowany. – powiedział szybko Heronchild. Każdy w jednej chwili oprzytomniał i zerwał się na równe nogi. Zaczęli wrzeszczeć: jak to możliwe ; skąd wiesz; kiedy zmarł; kto go zabił?

-Cisza!- wrzasnął William powodując, że wszyscy umilkli. – Dziękuje.- mruknął

-Wiem, bo sierżant McCoy przyszedł do mnie i mnie o tym poinformował. Znaleźli jego ciało za budynkiem szkolnym. Poćwiartowane. – Elena poczuła jak zaczyna robić się jej niedobrze- McCoy należał do kręgu w poprzednim pokoleniu, więc mi o tym powiedział. Uważają, że zgon nastąpił pomiędzy dwudziestą pierwszą, a dwudziestą drugą. – rozejrzał się po zgromadzonych. Jego wzrok zatrzymał się na Kate.- Co do tego kto go zabił, to nie wiem. I chcę się ciebie coś spytać, Griffith.- panna Whitelaw zauważyła, że Kath się cała napięła.

-Co takiego?-spytała

-Zabiłaś go?- zapytał prosto z mostu- Biliście się dziś. – zauważył. Każdy stał w osłupieniu.

-Owszem, biliśmy się. – potwierdziła niewzruszona Katie- Ale mam swoją godność, nie zabiłabym rudego.- powiedziała patrząc na niego pewnie

-Wszystko wskazuje na ciebie.- oznajmił

-Niby co?- oburzyła się Elena. Hayden wyjął z kieszeni bransoletkę i rzucił w stronę Kate. Była to bransoletka na złotym łańcuszku wysadzana ametystami na których były wygrawerowane runy liter które składały się na imiona Kate, Elena, Charlie i Caro. Wszystkie miały takie same. Runy były widoczne jedynie dla nich i nikogo więcej.

-To chyba twoje.-mruknął- Znalezione w ustach Trevora.- spojrzał na nią uważnie. Katie jedynie się uśmiechnęła i podciągnęła rękaw bluzy, ukazując bransoletkę na nadgarstku.

-Chyba ci się coś pomyliło.- warknęła w jego stronę. Elena odruchowo dotknęła nadgarstka. Nie wyczuła tam nic. Spojrzała na Kate która oglądała uważnie razem z Caroline bransoletkę. Obie na nią spojrzały, a Elena wiedziała już do kogo należy ta bransoletka.

-To bransoletka Charlie.- oznajmiła Caroline- Runy na to wskazują i zwykła obserwacja. Ja mam swoją ubraną tak samo jak i Katie- rzuciła niepewne spojrzenie w stronę Eleny- a bransoletka Eleny się rozerwała i mój brat ją naprawia.- dodała

-Jesteście pewne? -spytała zaniepokojona Diana

Wszystkie trzy potwierdziły. Whitelaw czuła na sobie czyjeś spojrzenie. Podniosła wzrok znad podłogi i spojrzała prosto w niebieskie oczy Williama Schneidera. Wyprostowała się i uniosła dumnie głowę mierząc go obojętnym wzrokiem.  Chłopak odwrócił wzrok gdy Diana znów przemówiła.

-Rozumiecie, że zabito już dwoje osób z naszego Kręgu? Kto to robi i czego od nas chce? – zaczęła się głośno zastanawiać – Trzeba znaleźć kogoś na miejsce Charlotte i Trevora i związać do końca Krąg. Tak będziemy bezpieczniejszy, nieprawda kochanie?-spojrzała wyczekująco na Haydena.

-Tak.- zgodził się myśląc nad czymś intensywnie- Kogo proponujecie?-spytał

Wszyscy niemal chórem odpowiedzieli.

-Matthew Ring.

Hayden spojrzał na Williama.

-Załatwisz to?-spytał

-Oczywiście.- odparł Schneider z uśmiechem

-A na miejsce Charlotte?- zapytał. Teraz nikt już nie odpowiedział.

-Macie do jutro czas.- oznajmił – A teraz wracajmy do domu.

 

- - -

Caroline Moore nerwowo wystukiwała melodię palcami w biurko pana Feathersa. Miała z nim indywidualny tok nauczania gdyż miała najlepsze oceny z WOS’u w całej szkole. Zawsze w środy przychodziła o godzinę wcześniej by mieć z nim zajęcia.

- Proszę pana. – zaczęła- Mogę już iść? - spytała

- Tak. Idź. – odparł i uśmiechnął się na widok muchy która wleciała do sali przez okno. Pan Feathers sam wytresował muchę i nazwał ją Tyler. Wciąż to zadziwiało wszystkich uczniów jak i nauczycieli. Chwyciła torbę i wybiegła z klasy. Rozejrzała się wokół korytarza. Pełno nastolatków gadających tak naprawdę o niczym. Ich problemy wywoływały u niej wybuch niepohamowanego śmiechu. Martwią się tym, że nie zdadzą, że chłopak z nimi zerwał, że nie dostaną od rodziców pieniędzy by móc kupić paczkę papierosów bądź narkotyki.

Ona miała ważniejsze problemy jak na przykład wciąż nierozwiązanie zabójstwa Charlotte, a teraz i Trevora. Kto zajmie ich miejsce w Kręgu?

Wolnym krokiem ruszyła do sali jej wychowawczyni pani Barbary Eagles. Weszła do pomieszczenia i wykończona usiadła na krześle rzucając torbę na ławkę. Odchyliła głowę i wzięła głęboki oddech. Po chwili do sali wszedł Matthew Ring.

-Siemka, Car. – przywitał ją promiennym uśmiechem- Jak tam?- spytał

-Dobrze. – odparła z wymuszonym uśmiechem. Za nim do sali zeszła się cała klasa. Uśmiechnęła się pocieszająco do Kate, widząc w jak kiepskim jest humorze.

-Wszystko dobrze?- spytała zatroskana o przyjaciółkę. Katie wzruszyła ramionami.

-Mamy fizykę i chemię dzisiaj. – powiedziała tłumacząc swój zły humor. Do sali weszła ich wychowawczyni.

-Dzień Dobry.- przywitali się, na co pani Eagles grzecznie im odpowiedziała.

-Jak zapewne niektórzy z was już wiedzą, wczoraj w nocy zmarł wasz kolega Trevor Harris. Uczcijmy jego pamięć minutą ciszy.- poprosiła. Caroline odwróciła się by spojrzeć na lekko zdezorientowaną wczorajszymi wydarzeniami Elenę.

Pierwsza przemówiła pani Eagles.

-A teraz, przemiany gazowe z zastosowaniem metody aktywizującej.

 

- - -

William wlókł za sobą ciężki plecak. Jak jedna książka może być aż tak ciężka? Zbulwersowany schował ją do szafki i zamknął szybko kłódkę i oddalił się od niej niepostrzeżenie.

Udał się na stołówkę.

Zadziwiło go to, że praktycznie cały Krąg siedział przy jednym stoliku. Ostatni raz tak siedzieli jeszcze za życia Charlotte. Poczuł dziwne ukłucie w okolicach serca na myśl o dziewczynie.

Dołączył do znajomych.

-O  czym dyskutujecie?-spytał

-Kto ma zająć miejsce Charlotte.- odparła Diana. Will zrezygnowany usiadł obok Joan i rozglądał się po stołówce. Przykuła jego uwagę ta nowa dziewczyna z klasy Kate. Antonietta Shepherd. Powoli na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.

Witaj Antonietto, przesłał jej wiadomość w myślach. Dziewczyna gwałtownie się odwróciła rozglądając się wokół siebie. Napotkała jego wzrok. Schneider jedynie pochylił lekko głowę i odwrócił się w stronę towarzyszy.

-Antonietta Shepherd, oto moja kandydatka.

 
- - -

Cóż trzeci już jest ;-)
Mam nadzieje ze sie podobał
Do następnego ;3

22.06.2013

Rozdział 2


Tony domyśliła się, że musi minąć sporo czasu aby zrozumiała pana Feathers’a. Może nawet nigdy go nie zrozumie.

- A więc skończyliśmy pierwszy i najkrótszy rozdział powtórzeniowy. Nadszedł czas na powtórzenie. Znudziły mi się krzyżówki więc zrobicie test wielokrotnego wyboru. – powiedział Struś pisząc temat na tablicy.

- Jakie jest hasło? – powiedział nieco zaspanym głosem Bartolomew, który siedział w środkowym rzędzie.

- Masz zeszyt na hasło, że musze ci je podać? – spytał pan Feather odwracając się do klasy. Tony uniosła brew słysząc triumfalny chichot nauczyciela. Zobaczyła jak Elena, Katherine i Caroline powstrzymują się do śmiechu. Na ten widok sama zaczęła się śmiać.

To będę ciekawe lekcje… dodała w duchu.

Ja na wybawienie zadzwonił telefon pana Feathers’a. Powiedział że to ważny telefon, musi porozmawiać i wyszedł.

Tony usłyszała, że dziewczyny mówią coś o tym iż dzwoni do niego „Wielkie Jajo”

Antonietta schyliła się i wyjęła książkę aby, korzystając z chwilowej nieobecność, zagłębić się w lekturze.

- Ooooo! – Elena wciągnęła głośno powietrze. – SHERLOCK HOLMES! – krzyknęła. – Lubisz Holmes’a?

- Uwielbiam. – odpowiedziała.

 

Od lunchu okazało się, że Tony ma wiele wspólnego z Eleną, Caroline i Katherinę, więc zaproponowały jej wspólne siedzenie na stołówce.

Gdy zmierzały do stolika Antonietta zaczęła szukać kogoś wzrokiem, co zauważyła Elena.

- Za kim się rozglądasz? – spytała nie ukrywając zainteresowania.

- A sama nie wiem. – mruknęła niepewnie

- Gdzie jest Katherine?! – spytała przerażona Caroline.

- Co? – zdziwiła się Elena.

- O nie… - dodała zrezygnowanie Caro widząc zebrany się wielki tłum przy drzwiach do stołówki.

Dziewczyny rzuciły się biegiem w tamtym kierunku, Tony nie pewnie ruszyła za nimi.

Gdy przepchały się przez tłum zobaczyły, to co zakładały w najgorszym i najbardziej prawdopodobnym, scenariuszu.

Katherine wdała się w bójkę z Trevor’em, nie za wysokim rudym chłopakiem piwnych oczach.

Było to istne starcie tytanów.

- Co się tu stało? – spytała Elena Ring’a, który stał najbliżej razem z  Williamem.

- Trev nazwymyślał coś Kate. A ona się wykurzyła i się na niego rzuciła. Jak to Kate.

- No tak… - mruknęła Elena ze zrozumieniem.

- Co się tu dzieje? – Antonietta usłyszała głos przedzierający się przez gapiów. Była to pani Treesing – O mój Boże! – krzyknęła i zaczęła rozdzielać zwaśnionych uczniów.

Gdy na wreszcie się to udało można było ocenić rozmiar szkód jakie sobie nawzajem wyrządzili.

Trevor puścił farbę z nosa, podbite oko i miał rozwalona rozwaloną wargę. Kate wyszła z mniejszymi szkodami i krwawiła obficie z luku brwiowego.

- Matthew weź tego nieszczęśnika do pani higienistki.

- Dlaczego ja? – zbulwersował się Ring.

- Bo cię o to proszę. Matthew nie marudź.

Chłopak mruknął coś do Willa i razem pozbierali ledwo żywego i krwawiącego Trevora z ziemi.

Kate w eskorcie Antonietty, Caro, Eleny oraz Joan, która w całym zamieszaniu do nich dołączyła, o własnych siłach ruszyła do gabinetu pielęgniarki.

- Idę też – powiedziała pani Treesing – bo jeszcze znowu się pobijecie.

- To on zaczął! – powiedziała Kate agresywnie poprawiając rękaw bluzy.

- W tej chwili nie ważne kto zaczął. Ważne jest abyście oboje byli opatrzeni i przestali krwawić.

 

* * *

 

Katherine siedziała czytając książkę na kolanach kręcił się jej królik.

Była nieźle wkurzona bo mam, przez bójkę, nie pozwoliła jej iść na trening.

Spojrzała na zegarek. Było przed 23, toteż postanowiła pójść się wykąpać.

Odkładała książkę kiedy rozległ się dźwięk jej telefonu, który, nawiasem mówiąc, przeżył już dwie kąpiele wodne.

Na wyświetlaczu pojawił się napis „Hayden”.

Czego on może chcieć o takiej porze? Pomyślała w duchu.

- Cześć Hay. – przywitała go.

- Cześć Kate. – jego głos był lekko roztrzęsiony, a może jej się tylko zdawało. – słuchaj jest sprawa. – Heronchild silił się na spokój. – Zostało zwołane nadzwyczajne zebranie. Wszyscy mają się stawić za godzinę w domku. Dobra?

- Za godzinę? Co się stało? – Kate zasypywała Haydena lawina pytań.

- Wszystko wyjaśnię na spotkaniu.

- Dobra. Do zobaczenia.

- Pa. – Hayden się rozłączył.

Katherine włożyła swojego królika do klatki.

- Tylko bądź cicho. – powiedziała. Królik zaczął węszyć. – Bo rodzice śpią.

Kate chwyciła bluzę i cichcem wyszła z domu.

 

______

To mój pierwszy rozdział tutaj.

Mam nadzieję, że się Wam podobał.

Jeśli był tam jakiekolwiek błędy to przeprasza.

Następny rozdział pisze Miszczuu  ;D

No napisania

Charlie :*

 

7.06.2013

Rozdział 1


Minął rok od śmierci Charlotte Ratchett. Szesnastolatka zmarła z powodu śmiertelnego ciosu zadanego w tył głowy.  Sprawca jest wciąż na wolności, a policja wciąż prowadzi śledztwo.

Jake Johnson zaśmiał się i odrzucił gazetę.

-Policja nic nie robi. To tępacy.- oburzył się. Od roku tylko siedzi, zajada pączki i wmawia wszystkim, że mają wszystko „pod kontrolą”. Gdyby mieli, do tej tragedii nigdy by nie doszło, pomyślał zbulwersowany. Zrezygnował ze śniadania, poprawił okulary chwycił plecak i wybiegł do szkoły. Niebo było zachmurzone i powoli zaczynały spadać krople deszczu. Nałożył kaptur.

Kiedyś szedł do szkoły razem z Eleną i Charlie, ale od śmierci Lottie, która według wszystkich miała bardziej zbliżyć do siebie ich „paczkę” jeszcze bardziej ich od siebie oddaliła. Wymieniali się najzwyklejszymi powitaniami i komplementami.

Cała ich paczka która liczyła sobie dwanaście osób, po śmierci Lottie, jedenaście , miała swoje własne życie.

Elena, Kate i Caroline były aktywistkami Szkolnego Koła Edukacji Globalnej, pomagały w każdym ważnym wydarzeniu szkolnym jak i w tych pośrednich.

Will się odciął od wszystkich i został jedynie przy Haydenie, który zaczął się umawiać z kuzynką Eleny, Dianą, co ( Jake dałby sobie rękę odciąć) spowodowało krótkie załamanie Eleny, która od niepamiętnych czasów się w Haydenie podkochiwała, a on od niepamiętnych czasów traktował ją jak powietrze. Trevor Harris jak zawsze był skory do bójek.

Ash i Simon jak to oni trzymają się siebie i są żartownisiami jak zawsze. Joan zaczęła się spotykać z Ashem. Z tego co udało mu się kiedyś usłyszeć z pisków Charlotte, Eleny i Joan, kochana panna Montgomery podkochiwała się w nim od końca gimnazjum.

A on Jake Johnson pozostawał w jak najlepszych kontaktach z nimi wszystkimi, próbował im wszystkim pomagać w jakichkolwiek problemach ale i tak wiedział, że nie wróci to co kiedyś było.

Cały ich Krąg rozpadał się. Każdy z nich wywodził się ze starych magicznych rodów którzy uciekli z Salem i znaleźli schronienie w małym brytyjskim miasteczku nad Morzem Północnym.

Hayden Heronchild  jako ich przywódca próbował powstrzymać Krąg przed legnięciem w gruzach.

Spotykali się wszyscy razem raz na miesiąc w starym i opuszczonym domku w głębi lasu. Hayden zazwyczaj powiedział parę słów.  Mówił, żeby nigdy nie zapomnieli o Charlotte i uważali na siebie. Zakazywał używania magii publicznie (jakby to nie było oczywiste, ale chyba mówił to tylko do tych dwóch imbecylów o imionach Ash i Simon którzy zazwyczaj używali magii by urozmaicić różne psikusy), żegnał ich, a oni wszyscy rozchodzili się w swoje strony, nie zwracając na siebie zbytniej uwagi.

Stał na przystanku autobusowym i czekał, aż nadjedzie ten który zatrzyma się na przystanku koło szkoły.  Po pięciu minutach, gdy rozpadało się na amen przyjechał autobus , a Johnson wbiegł do środka i usadowił się przy oknie.

Gdy wreszcie dotarł przed szkołę, spotkał przemoczoną Elenę i Haydena. Uniósł pytająco brew, na co Elena wzruszyła ramionami z uśmiechem . Heronchild jedynie skinął do niego głową i powrócił do tłumaczenia czegoś Elenie.

Jake podszedł bliżej.

-Z resztą jak okaże się ładna, Will zaoferował swoją pomoc.- powiedział Hayden na co Elena prychnęła.

-Cóż za niespodzianka. – mruknęła

-Jaka niespodzianka?- wtrącił się Jake. Hayden posłał ostrzegawcze spojrzenie Elenie, na co ona odparła z uśmiechem.

-Nic, Jacob. Tak sobie rozmawiamy. – Jake zmrużył oczy ale udał, że jej wierzy. To było podejrzane.

-Będziesz tak stać i moknąć, czy wejdziesz do środka?- spytał Johnson na co Hayden zakaszlał i powiedział.

-Jake ma racje, idźcie do środka. Potem porozmawiamy.- zwrócił się do Eleny i odszedł.

Elena wypuściła powietrze z płuc.

-Dobry Boże. – wyszeptała i ruszyła w stronę wejścia. Niczym strzała weszła do środka i ruszyła w stronę szafek.

-Co on chciał od ciebie?- dogonił ją Jake przy szafkach

-Nie ważne.- wyjąkała te słowa – Chyba zaraz zawału dostanę.- jęknęła. – Patrz.- wskazała swoje dłonie. Trzęsła się jak galareta. W jednym momencie zaczęła chichotać jakby była chora psychicznie.

-Muszę znaleźć Joan.- oznajmiła podekscytowana i rzuciła się biegiem na pierwsze piętro.

-Dziewczyny.- mruknął pod nosem Jake.

- Przepraszam, wiesz może gdzie jest sala 201?- podeszła do niego wysoka i szczupła szatynka o dużych zielonych oczach. Jake wciągnął z sykiem powietrze.

Taka podobna, pomyślał. Otrząsnął się szybko z szoku.

-To sala pana Feathers*. Masz szczęście, bo akurat trzymasz plan lekcji mojej klasy. – uśmiechnął się przyjaźnie do nowej dziewczyny.

-Oh, cieszę się.- powiedziała z ulgą i razem ruszyli do sali 201 na lekcję WOS’u.

Dziewczyna nazywała się Tony Shepherd i przeprowadziła się do Churchville, aż z Nowego Orleanu wraz z rodzicami i młodszym bratem Matt’em.

-Mamy jednego Matt’a w klasie ale oprócz nauczycieli nikt na niego tak nie mówi. – powiedział – Może rodzice.- wzruszył ramionami – Dla wszystkich to po prostu Ring. W ogóle nikt w tej szkole nie mówi po imieniu do żadnego chłopaka nazywającego się Matthew. Na przykład przewodniczący samorządu szkolnego Matthew Duckend, każdy mówi na niego Duck. Matthew Plattony, ksywka Platt. Matthew Sort, mówią do niego po nazwisku. Taka ciekawostka, większa część szkoły dowiedziała jak ma na imię Duck i Sort dopiero na wyborach do samorządu, do którego obaj startowali. – powiedział z uśmiechem. – Podsumowując ta szkoła jest dziwna. Na naszego nauczyciela z WOS’u mówimy Struś bądź Safari, bo zawsze ubiera się w takie zielone ciuchy, nawet garnitur ma w takim kolorze.- zauważył – A Struś, bo wyglądem przypomina strusia.

-Ciekawe.- zaśmiała się Tony i otworzyła drzwi do klasy. Tak jak mówił Jake, pan Feathers był ubrany na zielono, miał zapadnięte policzki, rzadkie włosy, duże oczy i wyglądał na zdezorientowanego.

-Dzień Dobry. – przywitała się Tony uprzejmie, kiedy Jake zajął swoje miejsce w trzeciej ławce pod oknem. Przed nim siedziała Elena, a w pierwszej Kate i Caroline.

Pan Feathers nie odpowiedział.

-Co pannę tutaj sprowadza?- spytał. Tony podała mu karteczkę.

-Ahh nowa.- zachwycił się i spojrzał uważnie na Jake’a. – Widzę, że nowy romans się szykuję. – powiedział z uśmiechem i chichocząc. Tony zakrztusiła się własną śliną ale Jake zignorował „żart” pana Feathersa podobnie jak reszta klasy.

-Hahahahaha ale pan śmieszny.- mruknął Ring z ostatniej ławki.

-Wiecie, muszę być na fali. – uśmiechnął się Struś. Johnson zauważył, że Kate była już cała czerwona, Caroline nie podnosiła wzroku na nauczyciela, a Elena udawała, że czegoś szuka w torbie. Szkoda tylko, że szukając w niej cała się trzęsła i na pewno nie przez bliższe spotkanie z Heronchildem tylko z powodu nauczyciela, która ona wraz z dziewczynami nazwała strusiem.

-Możesz usiąść z Eleną.- powiedział pan Feathers do Tony, wskazując ławkę Eleny która najwidoczniej znalazła już to co znaleźć miała w torbie i o czymś dyskutowała z Kate wymachując rękami.- ale chyba raczej wolisz Jake’a. – mrugnął do niej okiem, na co Elena już nie wytrzymała i zaczęła chichotać a w jej ślad poszły Kate i Caroline. Zakłopotana Tony usiadła obok Eleny, która przywitała ją ciepłym uśmiechem.

-Wracając do naszego tematu.- zaczął swój wywód pan Feathers na co Jake wywrócił oczami i zagłębił się lekturze, „Gra o Tron” Georga R.R. Martina. Po chwili do klasy wpadł nie kto inny jak William Schneider. Był to wysoki chłopak o ciemnobrązowych włosach w artystycznym nieładzie i niebieskich oczach. Jake zauważył reakcję Tony na widok chłopaka. Momentalnie się wyprostowała i odrzuciła włosy na plecy. Mowa ciała zdradza wiele, pomyślał rozbawiony Jake.

Will rozejrzał się po klasie.

-O w mordę, to nie moja klasa.- zauważył

-Masz chemię. – poinformował go Ring.

-Do widzenia.- próbował przegonić z klasy przybysza pan Feathers.

-Pana też dobrze widzieć.- skinął do niego głową Schneider, po czym wyszedł z sali, rzucając przelotne spojrzenie na Tony. Jego źrenicę się rozszerzyły gdy ją zobaczył.

Jemu też przypomina Charlotte, pomyślał Jake. Westchnął zrezygnowany i powrócił do lektury myśląc co by było gdyby ktoś ich wszystkich znów połączył w nierozłączną grupę. Wbił wzrok w plecy Tony.

Proszę bądź tą osobą, poprosił w duchu. Bo inaczej będzie po nas.

 

- - -

 

*Feather (ang.) piórko


Mam nadzieję, że pierwszy rozdział Was zachęci do dalszego śledzenia tej historii.

Następny rozdział napiszę Karolina.

Zachęcam do zostawiania komentarzy. Krytykę chętnie przyjmę lecz bez wulgaryzmów, proszę.

Przepraszam za wszelakie błędy stylistyczne, ortograficzne, gramatyczne i interpunkcyjne.

Do następnego, Miszczuu